Z kart historii
Chociaż powszechnie Tarchomin kojarzy się z blokowiskiem, przy którym wyrosła dzisiejsza sypialnia Warszawy, to warto wiedzieć, że miejsce to ma swoją długą i często zaskakującą historię. Wskazuje na to sama nazwa, którą łączy się ze staropolskim czasownikiem „tarchać”, oznaczającym bieg lub toczenie, co może mieć związek z Wisłą, której kapryśne i częste wylewy dawały się miejscowym we znaki. Tak stary źródłosłów nie dziwi, wszak na Tarchominie ludzie mieszkali już w epoce kamiennej.
Pałac Mostowskiego
To miał być pałac na miarę Wilanowa. Przy znajdującym się nieopodal kościoła św. Jakuba dworku Ossolińskich z XVIII wieku kolejny właściciel Tarchomina hrabia Tadeusz Mostowski – przyszły minister Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego – na początku XIX wieku chciał wznieść reprezentacyjną siedzibę, prawdopodobnie z gliny. Sprowadził nawet Francuzów, którzy specjalizowali się w tego rodzaju budowlach. Projekt wykonał znany architekt krajobrazu i autor wielu założeń parkowych Szymon Bogumił Zug. Niestety splot różnych niesprzyjających okoliczności, w tym wybuch powstania listopadowego sprawił, że powstała jedynie jednopiętrowa długa oficyna z kolumnowym portykiem. Szczęśliwie ostała się w zawieruchach wojennych i obecnie rozbudowana mieści Seminarium Duchowne Diecezji Warszawsko-Praskiej. Mało kto wie, że w latach 50. XX wieku urządzono tu Muzeum Etnograficzne, a w końcu XIX wieku pałac należał do oberpolicmajstra warszawskiego Siergieja Muchanowa, którego żoną była słynna pianistka Maria Kalergis. Później pałac z parkiem należał do inżyniera Władysława Kisiel-Kiślańskiego, wielkiego społecznika i papieskiego szambelana, który przekazał tarchomińską posiadłość Fundacji im. Ojca Świętego Piusa XI dla inwalidów wojennych Wojska Polskiego.
W pałacowym parku znajduje się też dawny budynek gospodarczy, zajmowany przez przedszkole Sióstr Służebniczek Starowiejskich. Wcześniej, od lat 50. XX wieku, w dworku i pałacu zakonnice prowadziły sierociniec, który często odwiedzał ks. kard. Stefan Wyszyński.
Wisła
Tarchomin, aż do wybudowania rękami Żydów wałów w czasach II wojny światowej, był niemal systematycznie – nawet trzy razy w roku – zalewany przez wiślane wody. Warszawska prasa z XIX wieku co i razu donosiła o dramatycznych wydarzeniach z tego terenu. Wotum wdzięczności za ocalenie z jednej z takich powodzi jest kamienny krzyż z 1906 roku, ufundowany przez Agnieszkę i Michała Borkowskich na rogu ulic Książkowej i Mehoffera. Nierzadko zdarzały się też utonięcia – najczęściej z powodu brawury gości, bawiących na Młocinach. Ale nad Wisłą bywało również bardzo przyjemnie. Nie brakowało letnich mieszkań przeznaczonych na wynajem, których właściciele nęcili Warszawian oranżeriami, plażami i promenadami nad rzeką. Nocą z 6 na 7 IX 1044 roku przez Wisłę na krańcu Nowodworów przeprawiał się w dramatycznych okolicznościach 200-osobowy oddział żołnierzy, spieszących na pomoc Powstańcom Warszawskim.
Cmentarz w polu
Ok. 1800 roku na piaszczystej wydmie przy najstarszym tarchomińskim trakcie, czyli dzisiejszej ulicy Mehoffera, założono „cmentarz w polu”. Ulokowano go na wydmowym wzgórzu, aby chronić groby przed powodziami. 30 lat później na cmentarzu stanęła kaplica św. Marii Magdaleny, przed laty ozdobiona wewnątrz malowidłami Męki Pańskiej. Najstarsze nagrobki pochodzą z połowy XIX wieku, choć wiele cennych obiektów usunięto bezpowrotnie. Przed paroma laty organizacje społeczne we współpracy z Parafią św. Jakuba rozpoczęły akcję ratowania zabytkowych pomników.
Winnice i arbuzy
Na cmentarzu natkniemy się również na niezwykły nagrobek z winogronami i francuskimi inskrypcjami. Spoczywa tu Joseph Labey, urodzony w Avenay, zmarły 18 maja 1856 roku, który był właścicielem tarchomińskich XIX-wiecznych winnic, ciągnących się na wydmowym wzgórzu nieopodal dzisiejszej ulicy Milenijnej i Ceramicznej. Ta eksperymentalna uprawa, zainicjowana przez hrabiego Mostoskiego, dawała znakomite efekty, a hodowane owoce „zyskały uznanie Szanownej Publiczności Warszawskiej”, jak pisały dawne gazety i były sprzedawane na Placu Bankowym w Warszawie. To nie jedyne osobliwe uprawy. Mało kto wie, że na dzisiejszej nowej części cmentarza, w gospodarstwie pana Haydzionego rosły… arbuzy.
Olędrzy
Część Cmentarza Tarchomińskiego od strony ulicy Majolikowej należała przed II wojną światową do społeczności olęderskiej. Byli to Niemcy, którzy posiedli sztukę melioracji i w końcu XVIII wieku zasiedlili atrakcyjne, bo zalewane przed Wisłę tereny na Kępie Tarchomińskiej, a później także w Świdrach. Przy starych kasztanowcach znajdziemy 6 ocalałych nagrobków. Niegdyś stała tu też drewniana szkoła ewangelicka. To ważny ślad wielokulturowości Białołęki.
Spiess i pudreta
W 1823 roku, choć niektórzy twierdzą, że już w 1803 roku, w środku wielkiej puszczy stanął drewniany barak, w którym uruchomiono produkcję octu. W 1826 roku wydzierżawił go Henryk Spiess, który w niedługim czasie zorganizował tu jedną z największych w Polsce fabryk. Oprócz octu produkowano nawozy, farby olejne, lakiery, smary, a nawet farmaceutyki i kosmetyki. Spiessowi zapisali się w pamięci pracowników jako wielcy społecznicy: zorganizowali szkołę dla dzieci robotników, najzdolniejszym fundowali stypendia, zapewnili opiekę medyczną. Po wojnie w tym miejscu uruchomiono produkcję penicyliny. Fabryka Spiessów dała początek dwóm nazwom miejscowym: „Tarchomin Fabryczny” i „Tarchomin Kościelny”, wcześniej określany po prostu mianem wsi. Ale to nie jedyna tarchomińska fabryka. Warto przypomnieć również XIX-wieczną wytwórnię pudrety, czyli proszku otrzymywanego z… odchodów ludzkich, zmieszanych z wapnem i popiołem.
Modlińska 257
<sW mieszczącej się pod tym adresem kamienicy, znajdującej się na terenie parafii św. Jakuba, w dwudziestoleciu międzywojennym Siostry Benedyktynki Samarytanki prowadziły Zakład dla Upadłych Dziewcząt „Przystań”. Przygarniały ubogie dziewczęta – młodociane prostytutki i dawały szansę na nowe życie, naukę i zdobycie zawodu. W 1942 roku poprosiły Leona Schillera, aby z wychowankami domu przygotował spektakl. Znany reżyser wziął na warsztat swoją słynną „Pastorałkę”. Spektakl okazał się hitem, do tego stopnia, że do Henrykowa zjeżdżała się cała elita ówczesnej Warszawy, a wśród widzów znalazł się również Czesław Miłosz. Po latach pisarz napisał, że to co zobaczył za okupacji w Henrykowie było esencją teatru. A Schiller prowadził tu konspiracyjny teatr aż do 1944 roku. Poza tym siostry ukrywały dziewczynki żydowskie i współpracowały z partyzantami, umożliwiając im przechowywanie broni w tajnej skrytce.
Jagmin i jego piec
Kilka tarchomińskich ulic nosi „ceramiczne” nazwy. Oprócz właściwej Ceramicznej, mamy Kaflową (od pięknych ceramicznych pieców), Majolikową (od ozdobnych przedmiotów ceramicznych, pokrywanych specjalną polewą ołowiowo-cynkową) czy Ćmielowską (od znanej fabryki porcelany). To nie przypadek. Rzeczy wyjaśnia się, kiedy dotrzemy do ulicy profesora Stanisława Jagmina, wybitnego polskiego rzeźbiarza i ceramika, profesora wyższych uczelni, właściciela pierwszej w Polsce zmechanizowanej kaflarni, który od 1911 roku nieopodal dzisiejszego ratusza miał pracownię, w której w czasie okupacji ukrywał w niej Żydów. Podczas jednej z niemieckich rewizji uniknął aresztowania dzięki temu, że schował się do… pieca. Po wojnie dzięki niemu odtworzono zniszczone pomniki Mikołaja Kopernika i ks. Józefa Poniatowskiego. Spoczywa na Cmentarzu Tarchomińskim. W latach 20. w domu profesora jego kuzynka Wanda Szrajberówna uruchomiła pierwszy lokalny dom kultury – garnkownię.
Tarchomin ’80
Przestrzenna zmiana na Tarchominie nastąpiła na przełomie lat 70. i 80. XX wieku. Wówczas – na terenie dawnych wsi, pól i lasów – rozpoczęto tutaj budowę blokowiska. Ową zmianę pieczołowicie dokumentował na fotografiach i filmach Wiesław Antosik, operator TVP i mieszkaniec jednego z bloków przy ulicy Antalla. Możemy przenieść się w czasie i towarzyszyć Antosikowi za sprawą „Tarchomin ‘80”, który jest dostępny na portalu you tube.
Autor tekstu: Bartłomiej Włodkowski
Grafiki: z archiwum Fundacji AVE